środa, 8 lipca 2015

Ach te poranki - czyli 3 etapy stawania na nogi

Godziny ranne nie są moją najlepszą porą na pracę. Wyrwana ze snu nie potrafię zachować pełnej koncentracji i jasności umysłu. Wydaje mi się, że moja jedna półkula jest jeszcze po tamtej lepszej stronie i błądzi gdzieś w krainie snu. A praca nie pełnym mózgiem nie jest w 100 % wydajna pod względem  jakości i ilości wykonywanych czynności.
Z racji tego, iż kiedyś prowadziłam bardziej luźny tryb życia, dużo imprez, tak chyba pozostało mi do dziś bo najlepszą dla mnie porą na pracę są godziny nocne. 
No ale wyboru nie mam, dziecko ważniejsze i stety niestety pracuję tylko w godzinach rannych, co jest dla mnie zmorą pracowniczą. Nienawidzę  wcześnie wstawać, nie cierpię grającego budzika, powstanie na nogi to nie lada wyzwanie.


                                      Ciekawi jak to u mnie wygląda ???
                                             
                                               Zerknijcie poniżej...
 
Etap I

Gdy do mojego ucha zaczyna dobiegać cichutko...cicho... potem głośniej...aż w końcu głośność melodyjki wygrywanej z telefonu wyrywa mnie leniwie ze snu, ja zamiast wstać od razu nastawiam 10 drzemek, przy ostatniej  zastanawiam się czy iść do pracy, czy może wziąć urlop i zostać w domu, pospać jeszcze troszkę a potem cały dzień bawić się z Jakubinkiem.

Nie wiem po co tak myślę jak to jeszcze bardziej odbiera mi chęci do wstania. Głupia ja...



Etap II

Po intensywnych rozważaniach i przemyśleniach nadchodzi moment kiedy to nabiera mnie olbrzymia chęć wziąć to małe pachnące ciałko, zatopione w błogim, anielskim śnie, wyglądające tak spokojnie, niewinnie i przytulić z całych sił i nie puszczać przez cały dzień. Marze....myślę.....wyobrażam sobie jak tulę i całuję trzymając mocno w ramionach...

... Matka wariatka


Etap III 
Jednak zawsze zwlekam się.... z ogromnym wysiłkiem, patrząc na jedno oko czy idę w dobrym kierunku -czyli do wyjścia z sypialni w kierunku łazienki ( tak  o 4 rano wymaga to ogromnej koncentracji ).
Czasami mam obudzenie błyskawiczno- szokowe... jak nadepnę na pałętający się klocek na podłodze... wtedy już koncentracja nie jest potrzebna. Na jednej nodze potrafię się szybko ogarnąć i bywa, że lepiej na tym wychodzę ... zamroczenie, stan półsnu znika jak ręką odjął.



                               
 
                                                                                         źródło google

            Jeszcze parę ranek a będę spać jak ten Pan ze zdjęcia powyżej :D
 

Tak więc, jak widać jeden etap trudniejszy od drugiego, poranki bywają u mnie nadzwyczaj ciężkie, wszystko przemawia i przykuwa do łóżka. 
Potrzeba ogromnej siły, żeby wyrwać się z tych łańcuchów oplatających moje ciało,  nie pozwalające się podnieść i stanąć na nogi.

Codziennie staczam tą ciężką walkę, nie poddaję się i zawsze wygrywam :). Nie zdarzyło mi się jeszcze nie wstać i nie iść do pracy :).
Zdarzało mi się to natomiast, o dziwo,  kiedy nie miałam dziecka i nie byłam zawalona po uszy obowiązkami.

Wniosek się nasuwa jeden, choć poranki jak były tak są  ciężkie,  to zmieniłam się, już nie "wagaruję" czyżby to za sprawą Macierzyństwa ??? 
Tak, tak Macierzyństwo to zmiany,  zmiany na lepsze :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz