Dziś niedziela. Mój najlepszy dzień tygodnia. To dzień wolny od pracy, poza ugotowaniem obiadu nie wykonuję żadnych domowych obowiązków. W ten dzień jesteśmy razem i mamy czas tylko dla siebie. Mamy taki nasz slow love. Niedziela zawsze jest fajna :)
Ale dziś było inaczej. Po części, dlatego że wczorajszy dzień był trochę skomplikowany i nic nie zrobiłam więc z automatu przeszło na dziś.
Chciałam się szybko wyrobić ale wszystko stało się dwa razy dłuższe.
- smażyłam cebulę i nie wiem jak to się stało ale strąciłam ręką patelnię i cała jej zawartość wylądowała na podłodze zalewając tłuszczem kuchenkę, meble i podłogę
- sos pomidorowy wykipiał i zalał wcześniej wyczyszczoną kuchenkę z cebulowego tłuszczu
- usmażyłam nową cebulę i chciałam ją przełożyć do mięsa ale... nie trafiłam i wszystko znowu się wylało... na kuchenkę
- Kuba spadł z łóżka i rozciął wargę (na szczęście tylko groźnie to wyglądało)
- jeszcze kawa mi się wylała
- i ogólnie rzecz ujmując wszystko co dziś chciałam wziąć, samo wylatywało mi z rąk
Taka pechowa niedziela... ale cóż, i takie dni się zdarzają, chyba nawet są potrzebne, by móc docenić inne, zwykłe, spokojne dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz